Obywatele USA nie tylko nie posiadają podstawowej wiedzy naukowej, obywatelskiej i kulturowej, ale na dodatek nie uważają, że to ma znaczenie - twierdzi Susan Jacoby, autorka książki "The Age of American Unreason". Są zarażeni wirusem antyintelektualizmu i antyracjonalizmu.
Popularny na YouTube filmik pokazuje, uroczą platynową blondynkę z programu "American Idol" podczas występu w teleturnieju "Czy jesteś mądrzejszy od piątoklasisty" z udziałem znanych osób. Pojawia się pytanie, z puli dla trzecioklasistów, warte 25 tysięcy dolarów: "Stolicą jakiego europejskiego państwa jest Budapeszt?"
Pickler podnosi obie ręce i spogląda na tablicę z zakłopotaniem. - Myślałam, że Europa to państwo - mówi. Aby nie ryzykować, postanawia skopiować jedną z odpowiedzi napisanych przez prawdziwych piątoklasistów: Węgry [ang. "Hungary" - przyp. tłum.]. - Głodny? [ang. "hungry" - przyp. tłum.] - czyta, a oczy robią jej się coraz większe z niedowierzania. To nazwa państwa? Słyszałam kiedyś o Turcji [ang. "Turkey" oznacza Turcję, a pisane małą literą "turkey" - indyka - przyp. tłum.]. Ale Głodny? Nie znam kraju o takiej nazwie.
Taki, nazwijmy to, "brak globalnej świadomości", doprowadza do pasji Susan Jacoby, autorkę książki "The Age of American Unreason" [Epoka amerykańskiego braku rozsądku]. Jacoby jest jedną z wielu autorów, którzy w swoich nowych książkach narzekają na poziom amerykańskiej kultury.
Krytyka głupoty
W tym sezonie do grona zrzędów dołączył Eric G. Wilson, który w "Against Happiness" ostrzega, że "Amerykańska obsesja szczęścia () może () doprowadzić do nagłego unicestwienia kreatywnych impulsów, co może doprowadzić do wyniszczenia podobnego do przewidywanych skutków globalnego ocieplenia i wyścigu zbrojeń".
Jest też książka Lee Siegela "Against the Machine: Being Human in the Age of the Electronic Mob", w której autor pomstuje na internet za promowanie solipsyzmu, niski poziom dyskursu oraz coraz większą komercjalizację. Niektórzy być może pamiętają, że Siegel został zawieszony przez magazyn "The New Republic" za stworzenie fałszywego profilu internetowego, który wykorzystywał do atakowania krytyków jego bloga (pisząc np. "nie dorastasz Siegelowi do pięt") i chwalenia samego siebie ("odważny, błyskotliwy").
Jacoby, której książka właśnie się ukazała, nie skupia się na konkretnej technologii lub emocji, a raczej opisuje ogólną niechęć do wiedzy. Zdaje sobie sprawę, że niektórzy mogą przyczepić do niej łatkę pomyleńca. - Spodziewam się, że będą mnie atakować - mówi 62-letnia Jacoby, dodając, że oczekuje ataków na siebie jako na starszą osobę, która karci młodych za obniżanie standardów i upadek wartości lub jako zwolenniczkę sekularyzmu, która broniąc naukowego racjonalizmu stara się oczernić religię.
Jacoby zwraca jednak uwagę, że oskarżenia nie mają związku z wiekiem czy ideologią. Ona wie, że kujony, mole książkowe i "mózgi" byli wyśmiewani w Ameryce w każdej epoce. Liberalni i konserwatywni autorzy, od Richarda Hofstadtera do Allana Blooma, regularnie analizowali ten fenomen i przedstawiali rozwiązania.
T. J. Jackson Lears, historyk kultury i redaktor kwartalnika "Raritan" twierdzi, że tendencja do lamentowania jest od zawsze obecna w amerykańskiej historii, przy czym w okresach, gdy "problemy polityczne są trudne lub zamrożone, zaczyna się zwrot w stronę kwestii kulturowych".
Antyintelektualizm i antyracjonalizm
Dziś jednak, według Jacoby, ma miejsce coś innego: antyintelektualizm (podejście "za dużo nauki może być niebezpieczne") i antyracjonalizm ("pogląd, że nie ma czegoś takiego jak dowody czy fakty, są tylko opinie") mieszają się ze sobą w szczególnie podstępny sposób.
Obywatele USA nie tylko nie posiadają podstawowej wiedzy naukowej, obywatelskiej i kulturowej, ale na dodatek nie uważają, że to ma znaczenie.
Jacoby przypomina ankietę przeprowadzoną przez magazyn "National Geographic", która pokazała, że niemal połowa osób w wieku od 18 do 24 lat nie uważa, że muszą wiedzieć, gdzie leżą kraje, o których mówi się w wiadomościach. Po ponad 3 latach wojny w Iraku tylko 23 proc. osób, które uczęszczały do college'u jest w stanie zlokalizować na mapie Irak, Iran, Arabię Saudyjską i Izrael.
Jacoby, ubrana w czerwony golf i umalowana szminką w podobnym kolorze, siedziała sobie pewnego dnia w świątyni wiedzy - nowojorskiej bibliotece publicznej przy Piątej Alei. Napisała już 7 książek i miała stypendium naukowe w bibliotece, gdy w jej głowie narodził się pomysł napisania nowej książki. Było to 11 września 2001 r.
Gdy wracała do domu na Upper East Side, przerażona i niepewna, weszła do baru. Pijąc Krwawą Mary przysłuchiwała się rozmowie dwóch eleganckich mężczyzn. Przez chwilę wydawało się jej, że mężczyźni mają zamiar porównać straszny atak, jaki miał miejsce tego dnia, z japońskim bombardowaniem z 1941 r., które pchnęło Amerykę do udziału w II wojnie światowej.
- To jak Pearl Harbour - powiedział jeden z mężczyzn.
Drugi zapytał: - A co to jest Pearl Harbour?
- Wietnamczycy zrzucili bomby na port i tak się zaczęła wojna w Wietnamie - odpowiedział pierwszy.
W tamtej chwili Jacoby zdecydowała, że napisze swoją książkę.
Wiedza kontra religia
Jacoby nie chce rewolucjonizować systemu edukacyjnego w kraju czy skłaniać milionów Amerykanów aby wyłączyli "Idola" i zajęli się czytaniem Schopenhauera. Chce ona jednak rozpocząć dyskusję o tym, dlaczego Stany Zjednoczone są tak podatne na wirus antyintelektualizmu. - Przecież "imperium infotainmentu" sięga poza granice Ameryki - mówi, dodając, że studenci z innych krajów mają lepsze od Amerykanów wyniki w przedmiotach ścisłych, w tym matematyce, a także w rozumieniu tekstu. Autorka wini częściowo podupadający system edukacyjny. - Mimo, że ludzie coraz dłużej się kształcą, nie ma dowodów na to, że więcej wiedzą - wyjaśnia.
Jacoby wini także niechęć fundamentalistów religijnych do nauki i narzeka na wyniki badań, które pokazują, że niemal 2/3 Amerykanów chce, aby w szkołach uczyć o kreacjonizmie na równi z teorią ewolucji.
Jacoby nie wyłączyła ze swojej analizy liberałów i wspomina ataki New Left na uniwersytety w latach 60., decyzję o zepchnięciu badań na temat afroamerykanów i gender studies do "akademickiego getta" zamiast zintegrowania ich w ramach podstawowego programu nauczania, karkołomne analizy muzyki rockowej i pop na kursach obejmujących wszystko, od seriali typu sitcom po otyłość, obniżające prestiż edukacji na poziomie college'u.
Starając się uniknąć metki liberała czy konserwatystki w tej dyskusji, autorka mówi o sobie jako o "obrończyni kultury".
Mimo swoich akademickich zainteresowań Jacoby przyznaje, że trudno jest wyłączyć się z kultury całodobowej rozrywki. Kilka lat temu brała udział w dorocznej akcji polegającej na wyłączeniu telewizora na tydzień. - Byłam zaskoczona jakie to dla mnie trudne - powiedziała.
Zaskoczenie związane z własną zależnością od mediów elektronicznych i wizualnych pomogło jej zrozumieć, jak powszechna jest kultura rozpraszających bodźców i jak wszyscy jesteśmy na nią podatni - nawet zrzędy.
Źródło: New York Times
czwartek, 6 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz